wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 2

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!



Szybko zawróciłam klacz i ruszyłam cwałem. Bella tuż za mną. Po chwili usłyszałam strzał, który trafił w drzewo tuż obok mnie. Blame stanęła dęba i zrzuciła mnie z grzbietu. Złapałam się za jej szyję, ale i tak moje ręce się z niej zsunęły. Klacz pognała przed siebie. Blondynka zawróciła i podała mi rękę. Chwyciłam ją i wsiadłam w tylnim łęku siodła. Ruszyłyśmy galopem, a i tak ledwo utrzymywałam się na kawałku siodła. Usłyszałyśmy jeszcze kilka strzałów, ale wszystkie chybione. Armagedon nie jest taki płochliwy, jak moja klacz i jechał opanowany, ale w gotowości. Gdy oddaliłyśmy się na bezpieczną odległość, zsiadłyśmy z konia.
Z ciemności wyłoniła się moja andaluzyjska klacz. Złapałam ją za ogłowie i pogłaskałam po głowie. Czuję się, jak stara babcia, która ma problemy z krzyżem. Obejrzałam klacz, czy nie ma żadnej rany. Nic poważnego. Małe otarcie na zadzie. Nie wsiadłam na nią, tylko złapałam za wodze i prowadziłam do stajni. Isa co chwilę pytała, czy nic mi nie jest. Przecież nie mam nic połamanego, ani postrzelonego, prawda ?
Zaprowadziłyśmy konie do boksów i nałożyłyśmy im tylko kantary. Kilka koni zostało na padoku, więc musiałyśmy je zagonić. Pomogłam przyjaciółce, chociaż cholerny ból pleców cały czas mi towarzyszył. Gdy skończyłyśmy już to robić, skierowałyśmy się do siodlarni, aby się przebrać. Kiedy ściągałam bryczesy, poczułam jakby przykleiły mi się do prawego uda. Pociągnęłam mocniej i poczułam pieczenie. Spojrzałam na to miejsce. Miałam rozciętą skórę. Wyglądało to, jakby coś głęboko otarło się o moją nogę. Nie była to duża rana, ale głęboka. Pewnie przy upadku rozcięłam sobie skórę. Dziwne, że nawet nie poczułam, kiedy to się stało. Wystarczająco byłam przejęta tym, aby żadna kula nie trafiła we mnie. Szybko naciągnęłam na siebie jeansy, aby przyjaciółka tego nie zauważyła. Zmieniłam bluzkę i naciągnęłam na siebie grubą, czarną bluzę z napisem: Hahahahaha. Fuck You. Sięgała mi za tyłek. Jestem miłośniczką dużych i luźnych bluz. Zamknęłyśmy stajnię i ruszyłyśmy do domu. Posiadamy klucze, bo jesteś współwłaścicielkami. Ujeżdżamy nowe konie, prowadzimy jazdy, jak jest na to czas i takie tam pierdoły.
Kiedy znalazłam się w domu, pierwsze co zrobiłam to pognałam na górę i oczyściłam ranę. Ściągnęłam spodnie do kolan i usiadłam na rogu wanny. Polałam wodą ranę, a po chwili zaczęła pojawiać się biała piana. Oczyszcza, to dobrze, ale piecze, jak cholera. Chwyciłam pierwszy lepszy ręcznik i wbiłam w niego paznokcie. Syczałam z bólu. Kiedy skończyłam swój zabieg, przykleiłam na ranę duży plaster i naciągnęłam na tyłek spodnie. Wpadłam do kuchni, zrobiłam sobie herbatę i już mnie nie było. Przejrzałam książki, czy na pewno wszystko odrobiłam i zatopiłam się w lekturze. Moimi ulubionymi gatunkami są kryminały i fantasy. I od czasu do czasu, coś z działu psychologicznego. Przeczytałam pięćdziesiąt stron, odłożyłam książkę i położyłam się do łóżka. Jednak każde przekręcanie się, przyprawiało mnie o ból. A co będzie jutro ? Mam nadzieję, że uda mi się chociaż podnieść z łóżka.
Obudził mnie ten przeklęty budzik. Machnęłam ręką i zrzuciłam go na podłogę z szafki nocnej, ale nie przestał dzwonić. Ledwo podniosłam się z łóżka, ale się podniosłam. Ból był o wiele mocniejszy niż wczoraj. Wyłączyłam budzik i postawiłam go na wcześniejszym jego miejscu. Na wpół przytomna skierowałam się do łazienki. Po drodze stanęłam na coś miękkiego i puszystego. To był mój kot. Jak się domyśliłam ? Zaczął się drzeć i chyba cały dom go już usłyszał.
- Sorry - mruknęłam, omijając go.
Ogarnęłam się i zmieniłam przy okazji opatrunek na nodze. Rana nie wyglądała za dobrze, ale zagoi się za kilka dni. Wróciłam do pokoju i nałożyłam czarne jeansy i biały dłuższy sweter. Spakowałam do torby wszystkie potrzebne rzeczy i zeszłam do kuchni. Mój młodszy brat już tam był. Nie należało to do częstego widoku. Mam dwóch braci, młodszego Johna i starszego Liama. John ma czternaście lat, a Liam dwadzieścia dwa. Zawsze chciałam mieć siostrę, ale wyszło, jak wyszło.
- Śpiąca królewna wstała - powiedziałam, czochrając włosy braciszkowi.
- Spadaj - burknął.
Zabrałam się za robienie kanapek. Zjadłam je i wypiłam herbatę. Byłam gotowa do wyjścia. Nałożyłam czarne conversy i czarną skórę. Na ramię narzuciłam torbę i skierowałam się w stronę szkoły.
Szłam sobie spokojnie, kiedy nagle zatrzymała się obok mnie czarna terenówka. Z uchylonej szyby, wyłoniła się twarz Jake'a.
- Siema kotku, podwieźć cię ? - zapytał i przygryzł wargę. Tak, myśli, że jest seksowny. Dla większości pierwszoklasistek to może i tak, ale nie dla mnie. Od półtora roku próbuje się ze mną umówić, lecz ja za każdym razem odmawiam. Czy do tego głąba nie dociera, że nie jestem nim zainteresowana ? 
- Nie, dzięki. Przejdę się - mruknęłam. Po cholerę on tędy jechał ? Przecież mieszka w przeciwnym kierunku. 
- Masz jeszcze spory kawałek - oznajmił.
- Innym razem - powiedziałam i przyspieszyłam. Odpuścił i odjechał. Dzięki Bogu! 
Na geografii stało się coś, czego nigdy nie spodziewałabym się po profesorze. Coś strzeliło mu do łba. Kazał nam ustawić się od najwyższej do najniższej osoby. Byłam mniej więcej w środku. Nikt nie wiedział co się dzieje. Zaczął nas dobierać w pary. Mi się trafił Irwin. Kiedy wszyscy byli już dobrani, oświadczył, że tak będziemy tańczyć w uroczystości na koniec roku. Moja szczęka opadła w dół. Isabelli trafił się James. To jest nasz przyjaciel. Dogada się z nim bez problemu, a ja ? Wiem jedynie, że blondyn nazywa się Ashton Irwin i...i tyle! Blondynka pocieszająco uśmiechnęła się do mnie, ale co mi to da ? Jeżeli zmieni mi partnera uśmiechem, to będę szczęśliwa. Od poniedziałku zaczynają się próby. Pewnie wezmą mnie do jakiegoś jeszcze przedstawienia. Mam jeszcze kilka dni, aby wszystko przemyśleć. 
Po skończonych lekcjach, zostawiłam w domu plecak, przebrałam się i pognałam do stajni. Dzisiaj nie byłam w terenie. Zostałam na ujeżdżalni. 
I tak wyglądały moje dni do końca tygodnia.
Nareszcie nadeszła sobota. Z  łóżka podniosłam się przed dwunastą. Wzięłam prysznic i nałożyłam dresy i luźną koszulkę. Nie zastałam w domu rodziców, ponieważ pracują również w soboty. Jedynie niedzielę mają wolną. John jeszcze spał, bo nie było go ani w salonie, ani w kuchni. Zrobiłam sobie jajecznicę i usiadłam z talerzem na kanapie, przed telewizorem. Po skonsumowaniu go, brudne naczynia wsadziłam do zmywarki i powróciłam na swoje poprzednie miejsce. Po niedługim czasie usłyszałam dzwonek do drzwi. Westchnęłam głośno, bo nie miałam ochoty podnosić swoich czterech liter. Musiałam wstać, bo ktoś zaczął się dobijać do tych drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam Bellę, która nie mogła złapać oddechu. Przybiegła mi powiedzieć, że wygrała maraton, czy co ? 
- Ubieraj się! - krzyknęła i wparowała do mojego domu. Pociągnęła mnie za sobą, że prawie wylądowałam na podłodze. Co się stało ? Ktoś kogoś zabił ? Zaciągnęła mnie do mojego pokoju i wskazała ręką na łóżko, abym usiadła. Wykonałam jej polecenie. Coś czuję, że nie ma dla mnie dobrej wiadomości. Zachowała całkowitą powagę. Zaczęła chodzić od ściany, do ściany. Zastanawiała się, jak zacząć rozmowę. 
- Co się stało ? - zapytałam w końcu, Ona stanęła, jak wryta i popatrzyła na mnie. 
- Wiem kto to zrobił - oznajmiła. O co jej do cholery chodzi ? Kto, co zrobił ? 
- Ale co ?
- Wiem, kto wtedy był, tam w lesie. Wiem kto strzelał...to...to był...Ashton - odpowiedziała nerwowo. Zamurowało mnie, a moja szczęka opadła w dół. ON ?! Skąd on ma broń ? Dlaczego tam siedział ? I dlaczego zaczął do nas strzelać ? Odpowiedzią na pierwsze pytanie jest to, że mógł sobie wyrobić pozwolenie, drugie chciał pogadać z kolegami i  trzecie mógł się przestraszyć. 
- Skąd wiesz, że to był on ? Jesteś tego pewna ? - dopytywałam.
- Nie mam stu procentowej pewności, ale są rzeczy, które widziałam i to jest bardzo prawdopodobne. Wczoraj wieczorem, wyszłam do sklepu i poszłam skrótem, przez ciemną uliczkę. Usłyszałam męskie głosy. Jeden z nich dał Ashtonowi broń, a wtedy w lesie, paliło się ognisko i padło na jego twarz. Identyczny zarys widziałam wczoraj. I podejrzenia od razu padły na niego. 
W sumie to wydało się dla mnie wiarygodne, ale nie mogę osądzać, jeżeli nie mam pewności. Dużo osób może mieć taki sam zarys twarzy i ciała. A jeżeli chodzi o głos to mogła się przesłyszeć. 
- Moim zdaniem, mogłaś się przesłyszeć i przewidzieć - odparłam - I nie masz do końca pewności, więc nie mów, że to on.
- No wiem, ale bardzo chciałabym się dowiedzieć kto to zrobił, ale to może było jednorazowe. Śni mi się to po nocach - powiedziała z wyrzutem. 
Ja też jestem ciekawa, kto to mógł być, ale to mógł być przypadek. Ktoś sobie siedział przy ognisku i przyjemnie spędzał czas, a my się skradałyśmy, w pewnym sensie. Osoba się przestraszyła i zaczęła strzelać, by myślała, że to może dzikie zwierzę, albo zabójca. Nie musimy siać paniki, nic nikomu się nie stało. 
- Rose, czy ty mnie w ogóle słuchasz ?! - podniosła głos i pomachała mi dłonią przed oczami. - Mówiłam, żebyś my tam jeszcze raz dzisiaj pojechały i sprawdziły to miejsce. 
- To nie jest dobry pomysł - mruknęłam.
- Jeżeli nie chcesz to nie, musisz jechać. Pojadę sama - odparła i wyszła z mojego pokoju. Nie pozwolę jej przecież samej jechać. 
- O której ? - zapytałam. Na jej ustach od razu pojawił się uśmiech. Z nią nie wygrasz.
- Coś około ósmej - odpowiedziała. Jej humor już uległ zmianie. 
- I zacznij się brać, bo jedziemy na zakupy.
- Na jakie zakupy ? - zapytałam. Co ona znowu wymyśliła ?
- Nie pamiętasz ? Przecież suma tydzień temu chciałaś ze mną pójść i kupić sprzęt na te zawody - zaczęła machać rękami, aby mi przypomnieć co było tydzień temu. To prawda chciałam z nią iść. Całkowicie o tym zapomniałam. Szybko się przebrałam i zostawiłam karteczkę informującą, o tym, że wychodzę. Posiadałam prawo jazdy i samochód, więc nie musiałyśmy prosić o zawiezienie, rodziców Isy. Dziewczyna prowadziła, bo powiedziała, że otworzyli nowy sklep z różnymi sprzętami. Miałam w planach zakupić uzdę, czaprak i ochraniacze i tyle. Nim się obejrzałam już byłyśmy na miejscu. Był to duży nowy budynek. W środku budynek wyglądał niesamowicie. Wymarzone miejsce dla każdego koniarza. Ja swoje rzeczy wybrałam dość szybko i sprawnie, ale Bella nie mogła się zdecydować nad czaprakiem. Poganiałam ją, ale to nie odnosiło żadnych skutków. W końcu nie wytrzymałam i zapłaciłam za zakupy, a następnie wsiadłam do samochodu. Miałam nadzieję, że tym oto sposobem szybciej zastanowi się nad swoim wyborem. Miałam rację, bo po 5 minutach zjawiła się już w samochodzie. Następnie pojechałyśmy do naszej ulubionej kawiarenki. Dużym plusem było to, że zawsze w niej było wolne miejsce. Zamówiłyśmy sobie po kawie i lodach z bitą śmietaną i truskawkami.
- Cieszę się, że mi się trafił James, jako partner do tańca. Rose Irwin to nie koniec świata.  Zapoznasz się z nim. Zawsze byłaś otwarta na nowe znajomości - powiedziała i poklepała mnie pocieszająco po ramieniu. To prawda, że zawsze lubiłam nowe znajomości, ale on jest wyjątkiem. 
- Dobra dajmy sobie już z tym spokój, będzie co będzie. - odpowiedziałam i zaczęłam jeść swoją porcję lodów. Kiedy wróciłam już do domu, cała rodzina była w komplecie. Przywitałam się z domownikami i poszłam do swojego pokoju. Było chwilę po czwartej, więc miałam trochę wolnego czasu, przed naszą wyprawą. Przez ten czas postanowiłam odrobić lekcje, bo nie mam zamiaru, jutro robić ich na szybko. Najdłużej męczyłam się z fizyką. Mój znienawidzony przedmiot. Usłyszałam pukanie do moich drzwi, a potem się one otworzyły. Do pokoju wszedł mój brat.
- Co chcesz ? - zapytałam, zamykając zeszyt. Przychodził do mojego pokoju przeważnie, jak coś   chciał i pewnie tym też tak będzie. 
- Dlaczego od razu pytasz, co chce ? - zapytał pretensjonalnie.
- Bo zawsze wtedy do mnie przychodzisz - burknęłam. John był dla mnie bratem, któremu się raczej nie zwierzałam od tego był Liam, z którym byłam bardzo blisko. Zwierzaliśmy się sobie ze wszystkiego. Niestety brunet wyjechał do wojska. W sumie to spełnił marzenie naszego ojca, bo on sam nie mógł iść z powodu, krzywych przegród nosowych. Li kochał sport od dziecka i chciał zostać siatkarzem, albo szczypiornistą, ale zdecydował się na wojsko. Jak na razie to ma trzy lata służby. Nie ma go już dwa, więc jeszcze rok będę musiała poczekać, zanim się z nim zobaczę. 
- Nie tym razem. Chcę abyś mi doradziła, bo z mamą wolę na ten temat nie gadać.
- Czyżby mój młodszy braciszek się zakochał? - zapytała  i dałam mu kuksańca w bok.
- Coś w ten deseń - mruknął pod nosem.




Witam wszystkich. Powiem szczerze, że ciężko było mi napisać ten rozdział, bo boję się, że naskoczycie na mnie, że nie dodaję rozdziałów, bo mi się nie chce. Nieprawda. Mam przygotowane kolejne w zanadrzu. Laptopa swojego jeszcze nie mam, bo poszedł do naprawy i był u jednego informatyka nie zdołał go zrobić, drugi też nie zdołał, teraz jest u trzeciego. Do trzech razy sztuka. Jakaś matryca padła i ekran mi nie działa. Dlatego to tak długo trwa. Z telefonu byłoby mi ciężko pisać. Na szczęście dorwałam się do laptopa mojego dziadka. Może niedługo dodam kolejny rozdział, ale nie obiecuję... I muszę się jedną rzeczą pochwalić, bo nie wytrzymam. Pokazałam jedno opowiadanie mojej pani od polskiego (nie te o Irwinie, ani nie te) i powiedziała, że muszę dalej pisać. Te słowa cały czas tkwią w mojej pamięci: "Weronika, ty musisz pisać." Jestem wniebowzięta. I w dalekiej przyszłości planuję zacząć pisać fanfiction. Wiecie z kim ? Olly Alexander. Tak ten pan Seksiak :* I jeżeli znajdziecie jakiś szablon z nim to wysyłajcie mi linki w komentarzach. Z góry dziękuję i na koniec taki tam Olly <3 Zakochałam się w nim po prostu...









ŻEGNAM!









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz